Pierwsze koty za płoty, czyli zakup mieszkania i co dalej…

Zakup mieszkania nie był do końca moją przemyślaną decyzją. I nie chodzi o to, że była to decyzja spontaniczna, bo biorąc pod uwagę jej koszt, to raczej nie było mowy o odruchowym działaniu… ale może jedynie na wpół przewidziałam wszystkie okoliczności temu towarzyszące. Nie zastanowiłam się też dogłębnie nad tym, co będzie dalej, gdy w ręku trzymać będę już ten upragniony akt notarialny. 

Tak. Wiedziałam od razu, że mieszkanie kupiłam z myślą o wynajmie, dlatego też szukałam takiego, które usytuowane jest w samym centrum mojego rodzinnego miasta.

Ale nie miałam żadnego planu. Nie wiedziałam co dalej, jak i gdzie. 

Kupno mieszkania okazało się więc, o dziwo, najprostszym krokiem. Choć przychodziły też momenty zwątpienia, że mój plan nie wypali, zważywszy na to, że samych oględzin nieruchomości dokonywałam w zasadzie … zdalnie. Podobnie sprawa miała się ze spisywaniem umowy przyrzeczenia sprzedaży, która odbywała się mailowo, ponieważ nie mieszkałam już wtedy w moim rodzinnym mieście. Takie wariactwo. Ale chyba w tym wszystkim miałam dużo szczęścia, bo trafiłam na uczciwych sprzedających.

Ale od początku.

Miałam większy zasób gotówki, który koniecznie chciałam gdzieś zainwestować, nim po prostu nie wiadomo gdzie przecieknie mi między palcami — nie wiedząc później gdzie i na co.

Na początku nie wiedziałam dokładnie, co chcę zrobić z tymi pieniędzmi. Miałam kilka pomysłów. Myślałam o funduszach. Myślałam o lokacie i innych finansowych inwestycjach.

Mówiąc jednak szczerze, od samego początku, gdzieś z tyłu głowy kiełkował mi pomysł o  zakupie mieszkania. Ostateczną decyzję podjęłam jednak dopiero po wizycie w banku, gdy spotkałam się z doradcą klienta w sprawie założenia lokaty.  

Spotkanie w banku pozwoliło mi podjąć decyzję.

W banku zostałam przyjęta jak królowa, w osobnym pomieszczeniu, z dala od nasłuchujących z kolejki znudzonych uszu. Z doradcą klienta rozmawiałam o sposobach inwestowania pieniędzy. Gdy nagle, ów, Pan chcą podkreślić korzyści, jakie otrzymam, gdy zostawię u nich swoje pieniądze, z dumą powiedział mi, że dzięki lokacie otrzymam rocznie aż 2700 złotych. 

… Słysząc tę ofertę, złapałam się za głowę. Był to rok 2015, ale i wtedy kwota ta była wyjątkowo niska, jak na to, że bank przez rok obraca przecież moją kasą. 

Nie mówiąc wiele, wstałam z krzesła i powiedziałam tylko:

– Chyba jednak podziękuję za Pana ofertę. Gdy kupię mieszkanie, to z samego najmu rocznie otrzymam kwotę co najmniej trzykrotnie wyższą. 

Wtedy też podjęłam ostateczną decyzję o zakupie mieszkania. 

Co było dla mnie ważne, przy wyborze mieszkania?

W tamtym czasie przy wyborze mieszkania nie interesował mnie tak naprawdę jego wystrój — bo wiedziałam, że to zawsze można zmienić. Dlatego, gdy znalazłam w internecie ofertę teraz już mojego mieszkania, nie odstraszyła mnie ohydna łazienka z piekła rodem, bo lokalizacja samej nieruchomości była rewelacyjna. Swoją drogą, kto wybiera nakrapiane zielone kafelki do łazienki? Taki wybór chyba jest podyktowany jedynie tym, by zmusić się do załatwiania swoich potrzeb w pośpiechu i czym prędzej opuszczania tego pomieszczenia.

Tak czy owak, dla mnie w tamtym czasie najważniejsze były trzy rzeczy:

  • Lokalizacja. Wiedziałam, że przecież mieszkania nie przeniosę w inne miejsce. A skoro nastawiam się na wynajem to najlepiej, gdy kamienica będzie stała w samym centrum miasta, ale na cichej ulicy. I znalazłam. O dziwo, na ulicy, o której myślałam jako o moim wymarzonym miejscu na mieszkanie, gdy jeszcze chodziłam nieopodal do szkoły średniej. Wtedy to miasto wydawało mi się centrum świata i marzyłam, by zamieszkać w samym jego sercu. 
  • Metraż. Byłam także pewna, że i tego po zakupie nie uda mi się w żaden sposób zmienić. Nie chciałam małej kawalerki, bo wtedy miałabym ograniczoną ilość potencjalnych najemców. W takim wypadku poszukiwania chętnych musiałabym zawęzić tylko do osób samotnych. Nie chciałam też zbyt dużego mieszkania, bo większy czynsz może odstraszać. Idealną opcją wydało mi się mieszkanie o metrażu około 45-50 m2. Takie w sam raz!
  • Układ pomieszczeń. Wiem, można dokonać małych zmian. Ale jednak co jest, to jest. Zależało mi na dwóch pokojach, łazience i dużej kuchni. Tego ostatniego niestety nie udało mi się pogodzić z pozostałymi oczekiwaniami. Ale i tak miałam szczęście.

Tak więc kupiłam mieszkanie mieszczące się w jednej z kamienic w moim rodzinnym mieście, tuż za teatrem. Metraż był idealny, bo lokum liczy 42 metry. Jedyną gorzką pigułką, którą musiałam przełknąć, były dwa niezaprzeczalne fakty: mieszkanie mieści się na 4 piętrze i ma małą kuchnię. Ale jakieś kompromisy trzeba było ponieść.

Reszta nie miała dla mnie żadnego znaczenia — ani tandetne kasetony na suficie, ani przerażająca łazienka — dla mnie to były szczegóły, które zawsze można zmienić. 

Z perspektywy czasu…

Dziś uważam, że zakup mieszkania był jedną z lepszych decyzji w moim życiu. A najlepszym potwierdzeniem tego jest mój mąż, który początkowo był wielkim przeciwnikiem tego, bym kupiła nieruchomość. Nie obyło się bez wymiany zdań i perswazji. 

Jednak po latach, gdy mieszkanie stopniowo wyremontowałam, mój mąż zmienił radykalnie swoje zdanie. Gdy przez moment przeszło mi przez myśl, by je sprzedać, bo zyskało podwójnie na swojej wartości przez ostatnie BUM w nieruchomościach, on pierwszy się temu sprzeciwił. Bo po prostu fajnie jest mieć coś, co na Ciebie zarabia. Ale… nie zawsze jest kolorowo.

Ten blog powstał z myślą, by podzielić się doświadczeniem w wynajmie mieszkania. Sama musiałam pokonać wiele przeszkód oraz zaliczyć wiele wpadek zarówno podczas remontów, jak i przy wyborze lokatorów. Ostatecznie zrobiłam kurs na agenta nieruchomości, by trochę się podszkolić w tej materii.

Dziś służę Ci radą i moim doświadczeniem. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *